poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Wszędzie dobrze, ale na Długiej najlepiej


Są miejsca, do których wracamy z niezwykłym sentymentem. Budynki, których ściany są nasycone naszymi przeżyciami i wspomnieniami wielu chwil, radosnych i smutnych. Zwykle pierwszym z nich jest Dom.
Ale zdarza się, że z biegiem czasu pojawiają się kolejne miejsca, w których na początku tylko mieszkamy, ale po latach wracamy do nich myślami, jak do siebie. 

Od początku studiów przeprowadzałam się cztery razy i żadne z moich mieszkań nie było złe, ale dopiero ostatnie stało się miejscem, do którego z pewnością będę wracać pamięcią lata po skończeniu studiów.

Ludzie czy budynek?

Biorąc pod uwagę, że moje współlokatorki i przyjaciółki czytają wszystko, co tutaj popełniam, wybierając to drugie, sporo bym ryzykowała (np. że po powrocie zamieszkam w kartonie nr 4 pod mostem).
Z pewnością Poddasze na Długiej to całkiem ładne cztery ściany – czysto, brak meblościanek z rodowodem w PRLu wkomponowanych w wystrój spod znaku IKEI i te okna dachowe (chociaż do mycia są straszne!). Trzeba więc zaznaczyć, że Penthouse na Longstreet (jak zostało kiedyś ochrzczone) od początku miał potencjał, który został wykorzystany w najlepszy możliwy sposób.

Długie Poddasze fizycznie opuściłam, ale psychicznie nadal w nim „mieszkam”, a już stało się legendą - aż boję się pomyśleć, w jaki sposób będziemy wspominać to miejsce 20 lat po skończeniu studiów*.

*Majka dodała: „Byle byśmy cokolwiek pamiętały”




1 komentarz:

  1. haha, o tym jak fatalnie się je myje niestety póki co przekonałam się tylko ja :p

    OdpowiedzUsuń