sobota, 21 marca 2015

Polecam tych allegrowiczów, czyli Share Week 2015

Miałam szczere chęci i nawet mocne plany, ale było w tym wszystkim za mało działania. Dlatego po raz kolejny nie zdążyłam z własnym, nowym blogiem na Share Week organizowany przez Andrzeja Tucholskiego. Z drugiej strony nie mogłabym sobie odpuścić udziału w tej fantastycznej inicjatywie, dzięki której autorzy polecają innych autorów i Internet staje się jeszcze lepszym miejscem. Można więc oficjalnie uznać, że Share Week 2015 jest ostatnim powodem, dla którego Vucibatina wisi jeszcze w sieci. Mea culpa. ( A tak naprawdę bardzo się cieszę, że mogę się dzisiaj podzielić moimi typami)

Lista blogów, które czytam regularnie i z przyjemnością znacząco się wydłużyła w stosunku do tej zeszłorocznej. Choć, co ciekawe, moje polecenia z Share Week 2014 nadal są aktualne i teraz z czystym sumieniem mogłabym wskazać tych samych autorów. (Właściwie nie ma w tym nic ciekawego - to są po prostu fantastyczne blogi i zapewne nigdy się to już nie zmieni.) Ale doszło też kilka nowych blogów, które czytałam już wcześniej, ale dopiero w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy poczułam do nich coś więcej.

Riennahera - są takie książki i filmy, na które zdarza mi się trafić w złym momencie. Czasami zbyt wcześnie, w niewłaściwej życiowej sytuacji czy ze złym nastawieniem. Wtedy nie dość, że nawet najlepsze dzieło jest u mnie skazane na porażkę, to jeszcze pozostawia we mnie jakąś niechęć do sięgnięcia po nie w przyszłości. Tak było z blogiem Riennahera - trafiłam w nieodpowiednim momencie i jakoś nie mogłam się przełamać, żeby zajrzeć tam ponownie. Myślę sobie, że musiałam do tego bloga po prostu dojrzeć. Teraz nie ma tygodnia, w którym bym go nie czytała.

Black Dresses - "Dzieci z Bullerbyn" były pierwszą książką, dla których zarwałam nockę. Miałam 10 lat i mimo, że wcześniej nie przepadałam za czytaniem, przy tej nie umiałam przestać. Od tego czasu poszukuję w książkach tamtego uczucia całkowitego "wciągnięcia". Podobnie jest, kiedy trafiam na nowego bloga - zawsze mam nadzieję, że to będzie ten, który będę czytała przez całą noc aż do pierwszego wpisu. Totalnie, łakomie, jak najlepszą książkę. Dokładnie tak było z blogiem Moniki, nie umiałam przestać. I nadal nie umiem. Poza tym podziwiam autorkę za to, jak potrafi układać swoje sprawy i nieustannie nad sobą pracować. 

Szafa Sztywniary - chciałoby się powiedzieć, że to blog stary jak świat. Sama śledzę go od lat i mam poczucie, że autorka lubi być gdzieś z boku blogosfery, przyglądać się przez dziurkę od klucza i lekko chichotać, obserwując ludzi w pokoju. Dlaczego polecam go teraz? Im jestem starsza, tym częściej przekonuję się, że gdyby ludzi takich jak Ryfka - inteligentnych, ale jednocześnie zdroworozsądkowych z autoironicznym poczuciem humoru - było więcej, to ten świat byłby lepszym, mniej skomplikowanym, a już na pewno radośniejszym miejscem. Poza tym styl Ryfki jest całkowicie nie mój, a i tak ją uwielbiam - to też o czymś świadczy.

Tyle ode mnie. Do wszystkich poleceń się przyznaję. Tylko do tego bloga się nie przyznaję - jakby co. 




wtorek, 4 marca 2014

Share Week mnie zmusił.

Tego miejsca miało już nie być. A już na pewno nic nie miało tu powstawać. Kolejny raz planowałam napisać dopiero po pełnej przeprowadzce strony do Świata Dorosłych Blogów, którą przewidziałam na lipiec/sierpień. Niestety, w moim misternym planie odnowy bloglogicznej zupełnie zapomniałam o corocznym Share Week organizowanym przez Andrzeja Tucholskiego. Niewybaczalny błąd! Dlatego za karę napiszę.

Lista blogów, z którymi lubię być na bieżąco, miesięcznie wydłuża się średnio o pięć i liczy sobie już kilkadziesiąt pozycji. A to i tak tylko tyci tyci z tego, co jest do odkrycia! Ale nadal zbyt dużo, żeby wybrać. Dlatego czekałam na jakiś specjalny znak, który wskaże mi TE TRZY, ale też nie nadszedł. No i musiałam zdecydować sama. No więc...

(Kolejność jest bez znaczenia - tak mi się wylosowało).

Miastamaniak - Rafał nie tylko wie, co w miastach piszczy, ale potrafi to jeszcze pięknie posłać w świat, dodając nieco optymizmu w załączniku! Robi też niezły research dookoła, dzięki któremu chyba w każdym potrafi obudzić mieszczucha. Od czasu do czasu kontaktuje się również z miejskimi instytucjami, więc administracja mu niestraszna, a wpisy o tym wychodzą szalenie ciekawe. Mógłby pisać trochę częściej, więc to taki pstryczek na zachętę.

Wittamina - bo ma do siebie taaaaaaaki dystans i do swojego pisania też (a to chyba jeszcze trudniejsze!). Jest też praktyczna, rzeczowa i "w punkt". Poza tym w prosty i skuteczny sposób potrafi wyjaśniać różne zawiłości zarówno w języku rodzimym, jak i w ingliszu, a to jak dla mnie zawsze jest w cenie!

Moja Trawa - nie znajdziesz tam zdjęć, ale za to treść wyłącznie najwyższej jakości. Bardzo lubię teksty,
w których nie marnuje się słów. Lubię, czytając, mieć wrażenie, że ktoś tekst poprawiał, skreślał, ważył słowa, że nic nie pojawia się w nich przypadkiem, z rozmachu. Jest to cholernie dobra Trawa. Mocno uzależnia, więc zawsze wracasz. I zawsze dostajesz nie tylko więcej, ale i lepiej.

Moja Dziewczyna czyta blogi - a to ciekawa historia, bo już nie pamiętam, jak tam trafiłam, ale na początku czytałam tylko dlatego, że autor mnie wkurzał. Po czasie jednak doceniłam swojski i bezpretensjonalny styl okraszony prostym, ale tak bardzo trafnym humorem! Co tu dużo mówić - blog prosto z życia. Z życia laski.

Nishka - ile razy czytam, tyle razy żałuję, że nie jestem jeszcze (już?) matką. Wbrew pozorom przytaczanie rodzinnych anegdot i "dialogów przy obiedzie" nie jest wcale łatwe. Nie wystarczy dobrze opowiedzieć, trzeba jeszcze umiejętnie wprowadzić klimat tak, że nagle wszyscy siedzimy przy Nihkowym stole, śmiejąc się do rozpuku. Ale żarty na bok, bo Nishka to bardzo mądra mama, na dodatek władająca wyjątkowo lekkim piórem.

Halo Ziemia - teraz to już po ptokach, bo Halo Ziemia dostało trzy nagrody i każdy zna. Ale nie mogę go nie umieścić, bo to dla mnie jedno z największych odkryć ubiegłego roku. Jakość zwykle broni się sama, więc wystarczy tam zajrzeć. Tak bardzo "niedzisiejszy" blog, tak bardzo na teraz.

Dziękuję za uwagę, przepraszam za formę, do zobaczenia!

* Jest Kultura się nie pojawiło, bo chyba wiadomo, ale to zdecydowanie mój TOP 3!

poniedziałek, 21 października 2013

Poruszycielka

Rossmann. Kolejka do kasy. Siedmiolatka mówi do nieco opieszałej w zakupach mamy: 

- Przepraszam Mamo, nie chciałabym być niemiła, ale czy mogłabyś się ruszyć? 

(Kindersztuba - poziom master)

piątek, 18 października 2013

Sekretariaty

Z cyklu: Studia to najfajniejszy okres w życiu #nafaktach #zżyciawzięte

Sekretariat Jedynej Dobrej Uczelni w tym kraju. Mamy dzisiaj 18 października. Rok akademicki rozpoczął się 1 października. Zajęcia odbywają się już od niemal trzech tygodni - to słowem przypomnienia.

Ja: Dzień dobry, jestem z II roku SUM i mój USOS* nadal jest zablokowany, więc nie mogę rejestrować się na zajęcia.

Pan z Sekretariatu otwiera na pulpicie miliony okienek, również takie z moim zdjęciem jakby podejrzewał, że to nie ja przyszłam, ale ktoś się pode mnie podszywa.

Pan z Sekretariatu: Ależ Pani jest na I roku SUM, bo ma Pani nierozliczony rok!

Ja: No właśnie! I nie mogę się rejestrować na zajęcia.

Pan z Sekretariatu uważnie wpatruje się w ekran - nagle jego wzrok natrafił na coś, czego szukał. W świetle ekranu odbija się satysfakcja. 

Pan z Sekretariatu: Ale Pani ma niezaliczony przedmiot! W takiej sytuacji ja nie mogę Pani rozliczyć roku.

Jestem zakłopotana, bo do tej pory byłam pewna, że wszystkie przedmioty mam zaliczone, ale dzielnie pytam:

Ja: A jaki to przedmiot?

Pan z Sekretariatu (z dumą w głosie): Język starocerkiewnosłowiański!

Ja: Proszę Pana, ale to jest przedmiot z mojego drugiego kierunku studiów.

(Niedowierzanie. Obustronne)

Pan z Sekretariatu: Ach, rzeczywiście... To ja jednak Panią wpiszę.

Kurtyna. Aplauz.






Słowem komentarza, Źródło: Sztuczne Fiołki


*USOS - narzędzie ucisku stosowane wobec studentów, wykładowców i wszystkich na UJ.

wtorek, 15 października 2013

Dyskryminacja

Z cyklu: Vucibatina jako mimowolny świadek rozmowy

Autobus MPK. Para dyskutuje o tym, że On się za mało rusza, tłusto je i w ogóle o siebie nie dba. Przegadują się. W pewnym momencie:

Ona: Jesteś na to za gruby!

On: Nie dyskryminuj mnie Kochanie.

Ona: To schudnij!

Ilustracja okolicznościowa, źródło: soup.io

piątek, 11 października 2013

Kaganiec oświaty

To dzięki niemu zawód nauczyciela był, jest i będzie piękny. Nie zniszczy go ani kolejna reforma oświaty, ani nowy klucz maturalny. To on utrwala najpiękniejsze wspomnienia ze szkolnej ławy. Odporny na zmieniające się pokolenia, niezależny od nowych metod nauczania i niezmiennie żywy. Panie i Panowie, sponsorem radości dzisiejszego wieczoru jest Humor z Zeszytów Szkolnych! 

Źródło: soup.io

Odpowiedź na pytanie o funkcję czasownika w tekście:

Te czasowniki pokazują dramatyczność aktualnej sytuacji na statku, groźba śmierci wyłania się z tych czasowników, aż można umrzeć.

Opis uczuć w wypracowaniu:

Przy uczuciach jest obecna śmierć, obłęd i groza.

To wywołuje u odbiorcy efekt śmierci.

Przymiotnik uwzniośla wycie wichru


Gdyby ktoś nie wiedział, to zdanie bez orzeczenia jest zdaniem epileptycznym (aż można dostać epilepsji!).

Definicja pojęcia "emigracja":

Emigracja to uciekanie się do używek czy innych środków.


I na koniec prawdziwa perła:

"Dziady" cz. III Adama Mickiewicza to literacki obraz marynaty młodzieży polskiej. (Miało być "martyrologii", jak udało mi się dowiedzieć.)

Wszystkie okazy zostały skolekcjonowane podczas kilku tygodni niesienia kagańca oświaty i nie były dotąd nigdzie publikowane. No, oprócz tych paru wypracowań.









 

poniedziałek, 7 października 2013

Rzeczy, których się nie mówi

Słowem można dużo. Można zranić, można rozbawić, można zmienić, można rozebrać. Wszystko zależy od sprawności mówiącego. Czasem jednak dochodzi do wielkiej niesprawności, która jest zwykle powodem towarzyskiej niestrawności.

źródło: soup.io

Oceniamy się nie tylko po wyglądzie i sposobie zachowania. Być może ocenianie po sposobie mówienia jest pewnym zawodowym zboczeniem, ale już po treści wypowiedzi społecznie przyjętą normą. Lubimy przypominać innym kiedy i co powiedzieli, zwłaszcza jeśli po czasie okazało się niewłaściwe. Czasami źle dobrane słowa lub wypowiedziane w złych okolicznościach potrafi ciągnąć się za właścicielem przez lata. Im sławniejszy mówiący, tym większą jego "złe słowo" zrobi karierę. 

Ale jest też druga strona medalu. 

Rzadko uważamy na słowa.  Nie pilnujemy ich. Uciekają nam. A potem dziwimy się, że ktoś na nas patrzy inaczej niż chcielibyśmy być postrzegani. Bronimy się prawem do własnego zdania, zasłaniamy szczerością, ale i tak wszyscy wiedzą, że...

Tymczasem jest na to bardzo prosty sposób. Wystarczy pamiętać o rzeczach, których się nie mówi. Chyba, że jesteśmy dr House'em - wtedy ta zasada nie obowiązuje.

Dlatego, jeżeli jesteśmy na ostatnim roku polonistyki i przychodzimy na zajęcia z krytyki literackiej, to na pytanie o ulubionego pisarza nie odpowiadamy: "Paulo Coelho". Nieważne, czy chcieliśmy być dowcipni, czy też po prostu lubimy Paulo. Już do końca tych zajęć będziemy "tym od Coelho", a chyba nie o to chodziło. Takich rzeczy po prostu się nie mówi.