Są miejsca, do których wracamy z niezwykłym
sentymentem. Budynki, których ściany są nasycone naszymi przeżyciami i
wspomnieniami wielu chwil, radosnych i smutnych. Zwykle pierwszym z nich jest
Dom.
Ale zdarza się, że z biegiem czasu pojawiają się kolejne miejsca, w których na początku tylko mieszkamy, ale po latach wracamy do nich myślami, jak do siebie.
Ale zdarza się, że z biegiem czasu pojawiają się kolejne miejsca, w których na początku tylko mieszkamy, ale po latach wracamy do nich myślami, jak do siebie.
Od początku studiów przeprowadzałam się cztery razy
i żadne z moich mieszkań nie było złe, ale dopiero ostatnie stało się miejscem,
do którego z pewnością będę wracać pamięcią lata po skończeniu studiów.
Ludzie czy budynek?
Biorąc pod uwagę, że moje współlokatorki i
przyjaciółki czytają wszystko, co tutaj popełniam, wybierając to drugie, sporo
bym ryzykowała (np. że po powrocie zamieszkam w kartonie nr 4 pod mostem).
Z pewnością Poddasze na Długiej to całkiem ładne cztery ściany – czysto, brak meblościanek z rodowodem w PRLu wkomponowanych w wystrój spod znaku IKEI i te okna dachowe (chociaż do mycia są straszne!). Trzeba więc zaznaczyć, że Penthouse na Longstreet (jak zostało kiedyś ochrzczone) od początku miał potencjał, który został wykorzystany w najlepszy możliwy sposób.
Z pewnością Poddasze na Długiej to całkiem ładne cztery ściany – czysto, brak meblościanek z rodowodem w PRLu wkomponowanych w wystrój spod znaku IKEI i te okna dachowe (chociaż do mycia są straszne!). Trzeba więc zaznaczyć, że Penthouse na Longstreet (jak zostało kiedyś ochrzczone) od początku miał potencjał, który został wykorzystany w najlepszy możliwy sposób.
Długie Poddasze fizycznie opuściłam, ale psychicznie
nadal w nim „mieszkam”, a już stało się legendą - aż boję się pomyśleć, w jaki
sposób będziemy wspominać to miejsce 20 lat po skończeniu studiów*.
*Majka dodała: „Byle byśmy cokolwiek pamiętały”
haha, o tym jak fatalnie się je myje niestety póki co przekonałam się tylko ja :p
OdpowiedzUsuń