poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Tu i tam: Plitvička jezera, Chorwacja

Zacznę do banału: Chorwacja to piękny kraj, ile razy tam jestem - zawsze mnie zachwyca. Oprócz takich "oczywistości" jak setki kilometrów wybrzeża wraz z ponad tysiącem wysp, widoków gór wpadających do morza, dodatkowym urokiem tego kraju jest powszechna zieloność - przyroda często niemal nietknięta. Chorwaci z resztą bardzo dbają o środowisko naturalne, szczycą się czystością wody i powietrza. Jak na rozmiary kraju, mają całkiem sporo parków narodowych, bo aż osiem. Jednym z nich jest Park Narodowy Jezior Plitwickich. 
Położony niecałe 150 km od Zagrzebia, park jest świetnym miejscem na weekendowy wypad za miasto. Ale jeżeli jedziecie nad morze i nie zahaczacie o stolicę - no worries. Jeziora leżą właściwie po drodze na wybrzeże i za dużo zbaczać z trasy nie trzeba, a zajrzeć naprawdę warto! Dla mnie Plitvice były celem jednodniowego autostopowego wyjazdu.

O bardzo wczesnej porannej godzinie ustawiłyśmy się z Marysią w pobliżu wylotówki na autostradę na południe kraju z karteczką "Karlovac". Po drodze na Plitvice to właściwie największe pośrednie miasto, więc tak wydawało się najsensowniej. Jedak w trakcie oczekiwania na podwózkę okazało się, że tak naprawdę najlepiej byłoby mieć kartkę "More" - może i Plitvic byśmy nie odwiedziły, ale weekend nad Adriatykiem miałybyśmy jak w banku! Jednak my uparcie czekałyśmy aż ktoś jednak zechce nas zabrać do Karlovca i nieco po ponad godzinie się udało - podwiozło nas trzech sympatycznych studentów, z którymi w razie czego mogłyśmy również wrócić wieczorem z Karlovca. Ponad połowa drogi była już za nami i byłyśmy zdecydowane łapać stopa dalej. Ale akurat podjechał autobus prosto do parku, a że po drodze do Karlovca trafiliśmy na niezły korek (pola hrvatske seli se na more jak objaśnił nasz kierowca, czyli że wszyscy jadą nad morze i nie chcą płacić za autostradę, więc korek kaplica), to nie chcąc tracić już więcej czasu, pod same bramy parku podjechałyśmy już busem.

Park Jeziora Plitwickie obejmuje 16 jezior, łączące je wodospady i jaskinie. Na terenie parku przemieszczamy się specjalnie przygotowanym ścieżkami, małymi statkami oraz nietypowymi pojazdami nazywanymi pociągami drogowymi (?). Trasy, które możemy wybrać są podzielone ze względu  na długość, szacowany czas i poziom trudności. Wszystko to w cenie biletu, który niestety do tanich nie należy, bo ulgowy kosztuje ok. 40 zł, ale po raz kolejny (i pewnie nie ostatni) powtórzę, że warto. "Oficjalne" wejścia do parku są cztery, ale na jego teren można trafić wychodząc właściwie z dowolnego miejsca kilku parkingów i często zdarza się, że nie ma tam nikogo sprawdzającego karty wstępu, a przy dużej ilości turystów o karty nie proszą również przy wejściach na statki i pojazdy, pomagające przy poruszaniu się po parku. Dlatego usłyszałam już kilkakrotnie, że "nie opłaca się kupować biletu, bo da się bez". Ale, ale... Być może rzeczywiście "da się bez", ale jednak apeluję o kupowanie biletów! Utrzymanie i dostosowanie do potrzeb turystów tak wielkiego terenu naprawdę nie należy do tanich, a nikt z odwiedzających nie może narzekać na złą obsługę czy brak udogodnień. Poza tym tak sobie myślę, że byłoby to naprawdę głupie uczucie być bez biletu w trakcie ewentualnej kontroli w środku parku. Tysiące roślin, unikalnych gatunków zwierząt, pełne pure nature i brak biletu + jakieś durne tłumaczenie. No zamiast pięknie i wypoczynkowo, wyszłoby raczej "polaczkowo", czyli tak jak na urlopie nie chcemy. Tyle słowem orędzia nt. parków narodowych.
Marysia i ja spędziłyśmy spacerując po parku około ośmiu godzin. Zdjęcia i opisy nie oddadzą czystości wody w jeziorach i wielu niezwykłych widoków, ale są chociaż namiastką i mam nadzieję, że również zachętą, więc wrzucam kilka:




W drodze powrotnej zaliczyłam najszybszego stopa w moim życiu - w każdym tego słowa znaczeniu. Ledwo skończyłyśmy pisać "Zagreb", już kilka metrów dalej czekał na nas samochód. Trafiłyśmy na kierowcę ze Splitu, który prowadził jak pravi Dalmatinac - średnia prędkość jazdy wynosiła jakieś 160km/h, nie brakowało wyprzedzania na trzeciego a nawet na czwartego, a pan zamiast patrzeć na drogę, zaglądał raczej w oczy Marysi. No cóż, życie tak z cztery razy przeleciało nam przed oczami, ale ostatecznie dojechałyśmy w całości pod sam akademik. Zmęczone, ale szczęśliwe po pięknym dniu na Plitvicach!

I link dla Was: www.np-plitvicka-jezera.hr

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz